Ze
specjalną dedykacją dla Monii. Wszystkiego najlepszego kochana! ;**
Szkoła
w żaden sposób nie wydawała mi się być czymś niezwykłym. Przedwojenny budynek,
który kiedyś wybudował ktoś tam. Przez nauczycieli było to miejsce uważane za
jeden z najwspanialszych zabytków we Władysławowie. Czerwonobrunatna cegła,
gdzieniegdzie wykruszona i okna z rzeźbieniami na ramach nie były raczej tym,
co podobało się uczniom. Jako że zbudowano ją na niewielkim wzniesieniu, tam,
gdzie było niżej, szyby niemalże stykały się z chodnikiem. Dalej parter
podnosił się do około pół metra i przynajmniej tam, podczas deszczu, do klas
nie podchodziła woda. Dziwnym trafem, po ostatnich deszczach, w klasie było
sucho, mimo że na parkingu ciągle tkwiły wielkie kałuże.
Nadal
nie mogłem pozbyć się z głowy ostatniego wypadu na plażę, mimo że dużo też na
tym zyskałem. Od matki dostałem pochwałę. Wróciłem przed czasem, chociaż dla
niektórych piętnaście minut może nic nie znaczyć, ale dla mnie oznaczało to
skrócenie kary, a zatem możliwość pójścia na imprezę. Byłem szczerze tym
zdziwiony, ale mogłem doszukiwać się w tym pomocy ojca. Chyba powinienem był mu
podziękować, ale raczej nie wiedziałem, jak się za to zabrać.
Zdecydowanym
minusem było to, że od trzech dni cały czas śniła mi się ta sama dziewczyna i
zawsze budziłem się roztrzęsiony. Zawsze za mną goniła, ale przy którymś
przebieganiu przez ulicę potrąca ją samochód, ludzie zaczynają piszczeć, więc i
ja tam podchodzę, a ktoś z tyłu wbija mi nóż w plecy, a pisk staje się jeszcze
większy. Nie wiem, może powinienem zacząć zagłębiać się w jakieś różne senniki,
horoskopy, żeby odkryć, co oznacza potrącenie, a co zabicie przez psychopatę.
Jednakże chyba jednak wolałbym być w tym wszystkim tylko biernym obserwatorem i
mógłbym zobaczyć twarz tego człowieka, bo właśnie to mnie najbardziej
interesowało. Byłem ciekaw, czyje oblicze by się przede mną pojawiło.
Z
nikim jednak o tym nie rozmawiałem. Chociaż zabierałem się do rozpoczęcia
tematu z Kamilem, ale co miałem mu powiedzieć? Że po mieście gania za mną jakaś
nienormalna dziewczyna, a parę godzin wcześniej się porzygałem, bo śniło mi
się, że zabijam jakąś inną dziewczynę? Było to niedorzeczne, a wolałem nie
myśleć, jak chłopak by na to zareagował. Zapewne by się ucieszył.
Po
powrocie do domu bardzo długo analizowałem wygląd dziewczyny. Starałem sobie
przypomnieć, czy była taka u nas w szkole, ale nikogo nie kojarzyłem.
Postanowiłem się w poniedziałek trochę rozejrzeć, co też zrobiłem, ale nie
zauważyłem żadnej osoby choćby troszkę do niej podobnej. Analizowałem też to,
czy nie jest ona przypadkiem córką jakiś znajomych rodziców, ale ci ludzie
najczęściej nie mieli dzieci. Uznałem więc, że zwyczajnie mnie z kimś pomyliła,
chociaż ostatnim razem po takiej sytuacji ledwo co uszedłem z życiem. Po cichu
modliłem się, żeby więcej do tego nie doszło, ale coś mi cały czas podpowiadało,
że historia lubi się powtarzać.
Moja
przyszłość zapowiadała się aż nader interesująco.
Teraz,
siedząc na geografii, miałem już dość dołowania samego siebie, ale było to
nawet ciekawsze niż słuchanie wykładu o surowcach mineralnych. Szczerze nie
interesowało mnie to, gdzie w Polsce można znaleźć ropę naftową. Nigdy nie
zamierzałem jej szukać, więc i słuchanie nauczycielki nie miało sensu. Zamiast
tego ukradkiem wyjąłem z kieszeni telefon i ukrywszy go w piórniku zacząłem
przeglądać kolejne strony internetowe. Pochłonięty nowym zajęciem nie
spostrzegłem, gdy głowy wszystkich obecnych zwróciły się w stronę okien.
-
Jaki słodki wilczek – powiedziała nagle któraś dziewczyna, co poderwało każdego
z miejsca i niemalże przykleiło do szyb.
Dopiero
po chwili dotarł do mnie sens jej wypowiedzi. Wilk? Na środku ulicy?
Niedowierzając, sam wstałem, by zobaczyć to nadzwyczajne zjawisko.
Faktycznie,
w odległości kilku metrów od szkoły, na skraju parkingu stało jakieś zwierzę,
ale nie byłem w stanie określić, czy jest to pies, czy może jednak wilk.
Okulary miałem w plecaku, bo na początku roku matka uparła się, że powinienem
je nosić. Ja jednak nigdy w życiu nawet nie wyjąłem ich z etui, sądząc, że
wyglądam w nich kretyńsko. W tamtym momencie zacząłem sobie pluć w brodę, że
jednak nie postanowiłem w jakikolwiek sposób skorygować swojego wzroku.
Zwierzę
odwróciło się i przeszło parę kroków, poruszając się dostojnie. Każdy w kółko
powtarzał, że to musi być wilk, więc i ja, niedowidzając, uwierzyłem im. Jakby
chcąc, żebym mógł dokładniej mu się przyjrzeć, przemaszerowało przez parking i
usiadło praktycznie przy samym murze, po czym poczęło radośnie zamiatać ogonem
bruk.
-
Patrzcie, jakie ma zęby – posłyszałem rozbawiony głos którejś dziewczyny i
maksymalnie wytężyłem wzrok, by dostrzec te wszystkie szczegóły i albo miałem
omamy, albo to coś się uśmiechało.
- To
niemożliwe, żeby wilk spacerował sobie w środku miasta. A szczególnie tego miasta
– rzekła nauczycielka, przepychając się między grupką uczniów. – To musi być
jakiś pies.
A
wyraz jej twarzy, gdy jednak zobaczyła to, co my widzieliśmy, utkwił mi w
głowie na bardzo długo. Oczy miała jak pięć złotych, a wargi delikatnie
rozchylone w niemym przekazie swojego zdziwienia. Na jej twarzy pojawiło się
jeszcze więcej zmarszczek, mimo że zawsze zdawało nam się, że nie jest to już
bardziej możliwe. Brakowało tylko, żeby włosy zaczęły zmieniać jej kolor.
- To
niemożliwe – powtórzyła. – Trzeba niezwłocznie kogoś o tym powiadomić.
Jednak
nauczycielka nie wykonała żadnego ruchu, nadal przypatrując się zwierzęciu,
które wyciągnęło łapę, jak wytresowany pies, wskazując w moje okno i odbiegło,
a ja zgłupiałem.
Wszyscy
byli tak podekscytowani zaistniałą sytuacją, że nawet nie dostrzegli jej
dziwności i paniki nauczycielki. Co mnie pocieszało? Że nie tylko ja to
widziałem i jednak nie zwariowałem.
Dzwonek
zadzwonił, a ja nie bardzo wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Kręciłem się w
kółko po korytarzu, jakbym dostał jakiegoś ataku. Może trochę przesadzam.
Chodziłem od klasy do klasy, dopóki nie dopadł mnie Kamil. Chłopak cały czas
radośnie trajkotał, że jakie to dziwne, że wilk był tak blisko szkoły, a
jakiekolwiek próby powiedzenia mu, że może był to jednak pies, spełzły na
niczym.
Ja
niestety nie podzielałem jego entuzjazmu, mając wrażenie, że to zwierzę gapiło
się prosto na mnie i chyba wyjątkowo je to bawiło. A jako że cała klasa była
tym zdarzeniem wyjątkowo podniecona, to coś zdawało się jeszcze bardziej
cieszyć.
Boże, ja zgłupiałem. Gadam tak o dzikim zwierzęciu.
Zwierzęciu do cholery! Nie o człowieku. Może przydałby mi się psychiatra?
-
Widziałeś to? Nauczyciele podurnieli! Ha, nigdy nie zapomnę tych ich
głupkowatych min. – Kamil, najwyraźniej będąc całym w skowronkach, nawet nie
zauważył mojego otumanienia. Cały czas nadawał tylko o tym, czego sam byłem
świadkiem zaledwie parę minut temu.
- Od
czego można zwariować? – zapytałem, siadając na jednym z parapetów. Chłopak
spojrzał na mnie podejrzliwie. Delikatnie uniósł górną wargę, a jego oczy
nabrały dziwnego, niebieskiego odcienia. Chwilę później zdzielił mnie po łbie.
– Co ci odbiło? – Niemalże spadłem z parapetu po doznanym szoku.
-
Sprawdzam, czy zwariowałeś. Jak widać wszystko jest gicio. – Miałem ochotę
zamordować go wzrokiem. Patrzyłem na niego z góry, wściekły za to, co zrobił, a
on tylko się uśmiechał, nic sobie z tego nie robiąc.
-
Kiedyś wyrwę ci te blond kłaki. – Po korytarzu rozniósł się jego przerażający
śmiech, zwracając na nas uwagę paru uczniów.
-
Wiesz, że takie grożenie jest karalne? Kiedyś mogę wykorzystać to przeciw
tobie. – Chłopak śmiał się nadal, a i ja nie mogłem się powstrzymać od choćby
nikłego uśmiechu.
Pozostałe
lekcje w szkole interesowały mnie równie mocno, jak i pierwsza, czyli wcale.
Wakacje zbliżały się wielkimi krokami i nikt już nie miał siły myśleć o szkole.
To, co miałem zrobić w tym gimnazjum, zrobiłem i naprawdę nic mnie już tam nie
trzymało. Może oprócz szkolnej drużyny. Ona ciągle mnie tam jeszcze ciągnęła i
nie skłaniała do wagarów.
Do
domu wróciłem wyjątkowo wcześnie. Kilka lekcji zostało odwołanych, a dzika
młodzież gimnazjalna ochoczo rozproszyła się po całym mieście.
Wszędzie
wydawało się być dziwnie cicho. Mogłem od razu powiedzieć, że Karoliny nie było,
gdyż znikąd nie docierał do mnie jej jakże słodki
głosik nawołujący Pusię. W kuchni była tylko mama, która gotowała obiad. Jak
zawsze z kamienną miną, jakby w ogóle mnie nie zauważyła. Usiadłem na jednym z
krzeseł, czekając, aż dostanę coś do jedzenia i ignorując mój jakże ulubiony
odcień fioletu i zieleni. W końcu naprawdę zacząłem wierzyć, że jednak mnie nie
widziała, dopóki nie postanowiła się do mnie odezwać:
-
Dziadek do ciebie dzwonił.
-
Dziadek? Do mnie? – spytałem zdziwiony.
-
Najwyraźniej zapragnął w końcu poznać swojego jedynego wnuka. – W jej głosie
wyczuwałem wyraźną nutkę kpiny. – Nie pytał, kiedy wrócisz. Zwyczajnie się
rozłączył. Aż sama się zastanawiam, czego od ciebie chciał ten stary pierdół.
Nic
nie odpowiedziałem, zabierając ze stołu dwie kanapki. Sam nie mogłem zrozumieć,
o co mogło chodzić staremu Kotowi. Nie widziałem się z nim przez całe
szesnaście lat mojego życia, nie utrzymywałem z nim żadnego kontaktu. Z
opowieści matki wywnioskowałem, że pożarli się z ojcem jeszcze zanim się
urodziłem. Nie do końca wiedziałem jednak o co. Tak czy inaczej, tatuś wyniósł
się z rodzinnego Zakopanego i nigdy więcej się tam nie pojawił. Ani dziadek,
ani babcia nie byli na ślubie swojego syna i na chrzcinach wnuków. Nie dawali znaków
życia aż do tego dnia.
Matka
zawsze strasznie na niego bluźniła. Najwyraźniej się nie lubili, a miałem
dziwne wrażenie, że to właśnie jej dziadek wyjątkowo nie mógł znieść. Może o to
pokłócił się z ojcem, może on wybrał mu inną, a on jednak uciekł ze swoją
wybranką nad wspaniałe polskie morze i żyli długo i szczęśliwie.
Nie,
to było niedorzeczne.
Naprawdę,
strasznie mnie korciło, żeby dowiedzieć się, o co mogło mu chodzić. Nie miałem
jednak żadnej możliwości skontaktowania się z nim, bo przecież nikt nie wysilił
się, żeby poprosić go o jakikolwiek numer, więc musiałem czekać, aż on sam
ponownie skusi się na zadzwonienie do tego domu wariatów, bo nie uwierzę, że
podobała mu się ta pogawędka z synową.
Ciekawe
tylko, ile miałem czekać na kolejny znak życia od niego. Czyżby kolejne
szesnaście lat?
____________________
Krótki. Ale uwierzcie mi, nie wszystkie rozdziały muszą być długie ;)
Niestety jest to kolejny z cyklu "Kornelia myśli, że to co pisze jest wspaniałe i nieoklepane, ale jak zawsze się myli". A będzie takich jeszcze więcej.
I taka sprawa. Kto chce być informowany, a kto nie?
PS Czujecie już ten zbliżający się koniec świata? xD
Moje kochanie! ;D
OdpowiedzUsuńDziękuję ci ślicznie za tą dedykację. I to jeszcze do tak fajnego rozdziału ^^ Nawet nie wiesz jak mi miło :)
No, ale przejdźmy wreszcie do sedna ;D
To jak już pisałam, rozdział bardzo mi się podobał. Mimo że był krótki i dość spokojny, jak na twoje normy. No, ale masz rację nie wszystkie muszą być jakieś super długaśne i przesycone nagłymi zwrotami akcji. Nie w każdym rozdziale kogoś muszę rozdzielać na strzępy.
Moje np. nigdy nie są zbyt długie ;D Wolę pisać krótkie/średnie, ale za to dodawać częściej.
Przeważały tu opisy, które niezmiernie lubię, a twoje to już w szczególności, bo są takie niezwykle dokładne i obrazowe.
Powiem ci, że i mi spokoju nie dają te dwie dziewczyny, które dręczą Maćka. Szczególnie ta, która goniła go po mieście. Kimże ona jest? I jaką rolę ma do odegrania w życiu chłopaka?
Jeszcze większą zagadką jest dla mnie pojawienie się tego wilka pod szkołą. Niewątpliwie ma to związek z chłopakiem, ale jeszcze nie zdołałam połączyć ze sobą wszystkich kawałków tej układanki.
I oczywiście zastanawiam się, co takiego chciał od niego dziadek. To wszystko robi się takie pogmatwane... Niby wszystko do siebie pasuje, ale... No właśnie. Jakiegoś istotnego elementu wciąż brakuje.
Dlatego z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;) Przepraszam za tak nieskładny komentarz, ale urodzinowe bombelki jeszcze mi w głowie szumią xD
A koniec świata? Ja już ci pisałam na gadu, że mamy zaklepane miejsce po tym Sfinksem czy gdzięs tam na jakieś górze skąd zabiorą nas kosmici ^^ Przeżyjemy! ;D
Pozdrawiam ;*
A mi się ten rozdział podobał, o ^^. Długość jak dla mnie w sam raz (zresztą sama też wolę wrzucać krótsze a częściej, dlatego wrzucam 6-7 stronowe raz na tydzień zamiast 10 stron raz w miesiącu ;P). W każdym razie, przyjemnie się czytało i były opisyyyyyyyyyyyyyyy <3333.
OdpowiedzUsuńWiesz, że ja opisy kocham *,*. A u ciebie jest ich sporo i naprawdę tak ci się poprawił styl, że aż ci zazdroszczę zrobienia takiego postępu ^^. I w dodatku obrałaś sobie dość trudną tematykę (dla mnie wszystko co nie jest ff HP jest trudne) i dobrze sobie radzisz nawet z opisywaniem świata z perspektywy chłopaka.
Mnie też bardzo intryguje sprawa tej dziewczyny, która goniła Maćka po mieście i która nawiedza go w snach, ciekawe, skąd go zna? Bo skoro nie chodzi do jego szkoły... Musi się za tym kryć coś więcej. No i ten wilk pod szkołą, skąd się wziął? Choć pewnie okaże się, że to jakiś wilkołak albo coś w tym rodzaju ;). Ale wszyscy się na niego gapili jak na nie wiadomo co... Ale ja pewnie też bym się gapiła, bo mimo swojego wieku, jak zobaczę jakieś ciekawe zwierzątko cieszę się jak małe dziecko.
I czemu teraz tak nagle dziadek zainteresował się wnukiem? Może to też ma coś wspólnego z tymi wilkami i innymi dziwnymi rzeczami, jakie zaczęły dziać się wokół chłopaka?
Jestem bardzo ciekawa, jak to rozegrasz ^^. I nie wiem, czemu narzekasz na ten rozdział, według mnie jest naprawdę dobry. Może nie dzieje się bardzo dużo, ale nutka tajemnicy jest zachowana, a to najważniejsze ^^.
Dokładnie, nie wszystkie rozdziały muszą być długie i każdy pisze tak jak mu to odpowiada. Chodzi o treść, nie liczbę stron.
OdpowiedzUsuńMój mózg po dziewięciogodzinnym dniu na uczelni powoli się przegrzewa i przy fragmencie z wilczkiem w mojej głowie zagościła wizja ślicznego pieska o szarej sierści i dłuższych kłach. Ale już tak na poważnie, to wydaje mi się, że pojawienie się zwierzęcia zwiastuje zmiany w życiu Maćka, które przyjdą szybciej niż się spodziewa. Powiedziałabym nawet, że wilk dokładnie wiedział, co się wokół niego dzieje i jego "myślenie" było bardziej ludzkie niż zwierzęce, szczególnie, że bez wątpienia patrzył właśnie na Maćka.
I oczywiście nie daje mi spokoju telefon dziadka. Człowiek, który nie chciał mieć z kimś kontaktu przez szesnaście lat musi mieć coś naprawdę ważnego do przekazania, bo inaczej by się w ogóle nie fatygował. Pytanie tylko co. Mam nadzieję, że niebawem zadzwoni jeszcze raz, gdy chłopak będzie w domu.
I jeżeli to nie problem, to prosiłabym o informowanie.
Pozdrawiam serdecznie :)
Ja na wstępie zaznaczę, iż nie chcę być informowana, ponieważ regularnie tu zaglądam, no i jest jeszcze funkcja obserwowania. Dlatego zawsze trafię. Rozdział - owszem, był dość krótki, ale za to jaki barwny! Naprawdę czytało mi się go niezwykle przyjemnie, a postać Maćka z każdym kolejnym postem nakreślasz coraz lepiej. Uwielbiam tego chłopaka, jego przemyślenia oraz sposób opisywania przez niego codziennego, zwykłego życia. Które staje się tajemnicze, rzecz jasna. Ach, więc nasz gimnazjalista jest ślepą kurą! Kto by pomyślał... Przypomniała mi się sytuacja z mojego osobistego życia. Tak się składa, że ja robiłam to, co bohater - nosiłam w etui okulary (każdego dnia do szkoły!) ale ich prawie nigdy nie zakładałam. Niestety wadę wzroku mam, dość znaczącą, jednak wspomagam oczy soczewkami. Scena z wilkiem wprost wyśmienita, przeżyłam lekki szok, że pojawienie się dzikiego zwierzęcia wywołało takie zamieszanie. A u Macieja jeszcze większe zdziwienie... Ciekawi mnie postać jego dziadka, lubię starszych, zbzikowanych panów. Urzekłaś mnie podsumowaniem rozdziału: " Ciekawe tylko, ile miałem czekać na kolejny znak życia od niego. Czyżby kolejne szesnaście lat?" :) Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy ;*
OdpowiedzUsuńWilk przed szkołą? Okay, też bym była zdziwiona i wcale nie dziwię się nauczycielce, że próbowała wmówić samej sobie, że to tylko pies. Jeszcze to, że niby się uśmiechał. Hm, hm, hm, robi się interesująco. I po co dzwonił jego dziadek? Czyżby miał coś wspólnego z tym wszystkim, co dzieje się wokół Maćka?
OdpowiedzUsuńoo, wilki? nie spodziewałam się czegoś takiego... znacyz wilkołaki? a niedługo przemiana naszego nic nie spodziewajacego się bohatera? czyżby dziadek- kot miał z tym coś wspólnego??:P
OdpowiedzUsuńJa chcę być informowana, jeśli to nie problem. :)
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego, ale uwielbiam każdego twojego Kamila. Pomijam fakt, że wszyscy są zabawnymi, przesłodkimi blondynami, ale po prostu nie da się ich nie lubić.
Wilk? Dziadek? Dziewczyna, a nawet dwie? Coraz bardziej się gubię. Nie wiem o co chodzi i zupełnie mi się to nie podoba, wcale a wcale. Co nie znaczy, że rozdziały są złe. Są świetne i strasznie je lubię, chociaż czemu są takie krótkie, huh? Jestem ciekawa, co będzie dalej, a znając ciebie każesz mi czekać na odpowiedź jakiś miesiąc.
Pozdrawiam. :)
Tak sobie obserwuje opisywaną przez Ciebie młodzież gimnazjalną i zastanawiam sie, w którym roku toczy sie akcja Twojego opowiadania. Napewno nie w bieżącym, nawet nie w 2008 (czyli w czasach, gdy zama zaczynałam gimnazjum), bo wydaje mi sie ona taka... Spokojna ;) dziesiejsi gimnazjaliści na stówę zaczeliby czymś rzucać w tego wilka, drażnić go itd. ;) Swoją drogą, zaciekawiłaś mnie pojawieniem się tego zwierzęcia. Może jest on jakos związany z tą dziewczyną? Słówko "gicio" wywołało we mnie falę wspomnień właśnie z gimnazjum, gdzie miałam koleżankę w kółko powtarzającą ten właśnie zwrot ;)
OdpowiedzUsuńCiekawe czego chciał ten dziadek od Maćka? Takie nagłe "nawrócenie" wydaje mi sie nader podejrzane...
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie na nowość ;)
A ja wiem, co chciał dziadek. Prawdopodobnie chciał przekazać wnukowi ciekawe informacje, dotyczące tej dziewczyny i jego samego. W końcu czemu niby miał się tak nagle odzywać? Po 16 latach? No, nie bardzo da się to wytłumaczyć nagłym przypływem miłości. Chyba, że zaserwowano mu wstrząsy elektryczne, które, oczywiście, całkowicie poprzestawiały my w głowie, hehe ;d
OdpowiedzUsuńAle nie, to jest bardziej niż pewne, że ma to związek z dziewczyną i tym, co właśnie się wokół niego dzieje. ;)