Las. Mrok. Cisza. Ty. I ja.
Słyszę, jak biegniesz. Twoje stopy uderzają o miękką ziemię. Buty
zatapiają się w leśnym błocie. Upadasz. Zaciągasz się wilgotnym powietrzem.
Twój oddech staje się coraz szybszy, ale też bardziej płytki. Pomału się
podnosisz. Postanowiłaś biec dalej? Niezbyt mądrze.
Czuję twój zapach. Kwiatowe perfumy wymieszały się z ostrą wonią potu. To
drażni mój nos, ale tylko dzięki temu wyczuwam cię bardziej. Woń krwi. Lepka,
czerwona maź spływa po twojej łydce.
Ty też mnie słyszysz. Wbrew pozorom w takiej chwili nie potrafię być
cicho. Do twoich uszu dobiega dźwięk rozrzucanej ziemi przy każdym moim ruchu.
W głowie też pojawił ci się cichy głosik. Staje się coraz mocniejszy i uderza w
twoją czaszkę z impetem. Zaczyna brzmieć niczym startujący samolot. Ten huk
rozsadza ci głowę.
Upadasz na ziemię.
Dopiero teraz cię dostrzegam. Masz zamknięte oczy, a twoja pierś porusza
się nierównomiernie. Blond włosy są rozrzucone wokół głowy, przemieszane z
leśnym mchem i opadłymi liśćmi. Odchylasz powieki i zauważasz mnie. Źrenice się
rozszerzają, prawie nie widzę tęczówek. Na twarzy masz wymalowany strach i
wyraz bólu. Jesteś przesiąknięta niepokojem. Boisz się mnie, ale właśnie na tym
to polega.
Myślisz, że jestem nienormalny? To nie tak.
Tylko czemu nie krzyczysz? Nie wołasz o pomoc? Przecież na to liczyłem i
tylko dlatego pozwoliłem ci żyć tak długo. Ach, byłem taki głupi.
Aż kły mnie świerzbią, żeby zatopić je w końcu w twojej tętnicy. Ostatni
raz spoglądam w te piwne oczy, a potem jest już tylko krew.
Cokolwiek
to było w trybie natychmiastowym zerwało mnie z łóżka. Od zawrotów głowy
zrobiło mi się niedobrze i czułem już w gardle wczorajszą kolację. Chwiejnym
krokiem, cały czas podpierając się ściany, dotarłem do łazienki, gdzie
wszystkie mdłości znalazły swój upust. Woląc myśleć, że było to zwykłe
zatrucie, niż że zostało to wywołane tym głupim snem, zamknąłem sedes i
spuściłem wodę. Pomału odsunąłem się od niego, chcąc uwolnić się od
nieprzyjemnego zapachu i oparłem głowę o zimną ścianę. Wtedy też zacząłem
dziękować rodzicom, którzy postanowili wyłożyć kafelkami całe pomieszczenie,
które dawały tyle chłodu.
Nie
chciałem przypominać sobie tego snu, ale on non stop do mnie wracał. Był zbyt
realny. Ten dziwny posmak krwi. (Oczywiście o smaku krwi nie miałem niebieskiego
pojęcia. Jedynymi momentami, gdy jej próbowałem, były drobne skaleczenia w
dzieciństwie, gdy chciałem zatrzymać jej upływ, po prostu zasysając z rany.) Zdawało
mi się jakbym nadal czuł leśne powietrze przepełnione żywicą z pobliskich
borów. Oczy tej przerażonej dziewczyny. Nie miałem pojęcia, skąd ona wzięła się
w moim umyśle, zwłaszcza, że mógłbym się nawet założyć, że nigdy wcześniej jej
nie widziałem.
Ktoś
mi kiedyś mówił, że każda osoba, która nam się śni, była przez nas chodź raz
widziana. Tak więc mogłem się domyślać, że gdzieś kiedyś ją zauważyłem, a mój
nieszczęsny mózg wypchnął ją z mojej podświadomości.
Podpierając
się na desce klozetowej i na umywalce podniosłem się do pozycji stojącej,
równając się z lustrem i krótkim spojrzeniem ogarnąłem swoją nędzną postać.
Włosy
miałem rozczochrane, wilgotne od potu, fioletowe sińce pod oczami wyraźnie
odznaczały się na nienaturalnie bladych policzkach, niedawno zasklepiona rana po
kocurze w lewym kąciku ust raziła swym brązowawym odcieniem, a moje wargi
kolorem równały się z resztą twarzy. Byłem na skraju wytrzymałości,
niewątpliwie odwodniony, ledwo utrzymywałem się na nogach.
Postanowiłem
szybko umyć zęby, aby pozbyć się nieprzyjemnego posmaku w ustach, przez który
ponownie robiło mi się niedobrze, ale najwyraźniej nie miałem już czego
zwracać. Starając się być jak najciszej, przemknąłem do kuchni, gdzie nalałem
sobie szklankę wody, którą i tak bałem się napełnić swój żołądek. Pociągnąwszy
małego łyczka z resztą płynu udałem się do swojego pokoju, gdzie wydawało mi
się być strasznie gorąco. W małym pomieszczeniu najwidoczniej zaczynało
brakować tlenu, który postanowiłem uzupełnić otwierając okno. Przyjemne
czerwcowe powietrze owiało moje ciało, wzbudzając we mnie spokój. Mimo to
wysoka temperatura nadal mi doskwierała, tak więc postanowiłem pozbyć się
swojego podkoszulka i spodni od dresu, i położyć się do łóżka w samych
bokserkach.
Chwilę
później leżałem już wyciągnięty na łóżku, spychając kołdrę pod samą ścianę. Mój
pokoik był najmniejszym pomieszczeniem w całym mieszkaniu, gdyż większa
sypialnia została przydzielona mojej siostrzyczce, bo kobiety potrzebują więcej miejsca. Tylko że ja jeszcze tam żadnej
kobiety nie widziałem. Tak czy inaczej Karolina posiadała niemal trzy razy
większy pokój od mojego, w którym mieściło się dosłownie wszystko. Domki dla
lalek, misie, ubranka, kołyski, książeczki, przeróżne duperele i KOT. Ja chyba
nigdy nie będę w stanie wybaczyć rodzicom kupna tego pchlarza. Dodatkowo jedna
ze ścianek była obudowana różowymi mebelkami, a na środku tego cyrku stało
również różowiutkie łóżeczko. Żyć nie umierać. Ja zamiast tego ograniczyłem się
do tapczanu, biurka i kilku szafek, które były dla mnie wystarczające. Kobiety
naprawdę potrzebują więcej miejsca.
Leżąc
cały czas wpatrywałem się tępo w sufit nadal czując mdłości na jakiekolwiek
wspomnienie tego przeklętego snu. Od dawna nie śniły mi się żadne koszmary.
Byłem nawet pewny, że uodporniłem się na nie grając w coraz to okropniejsze
gry. Jakoś nigdy nie bałem się ciemności ani tego, że z którejś szafy wyskoczy
jakiś straszny potwór. Teraz jednak czułem lęk przed tym, co zrobiłem w tym
śnie. Zabiłem dziewczynę i mimo że to była fikcja, ja i tak nie mogłem sobie tego
darować. Gdybym po raz kolejny zobaczył tę wizję, zszedłbym z tego świata.
Dlaczego
w tamtym momencie znowu przypomniały mi się te pogróżki? Nie wiem. Myślałem, że
udało mi się je całkowicie wyprzeć z umysłu, gdyż od ostatnich trzech dni nie
wracały do mnie ani razu. Bardziej przyziemne sprawy zepchnęły to na dalszy
plan, ale ten traumatyczny dla mnie sen wydobył wszystko na wierzch.
Może
należało komuś powiedzieć? Komukolwiek. Matce, ojcu, Kamilowi, czy nawet
pchlarzowi mojej siostry? Może wtedy czułbym się bezpieczniej?
Nieprzerwanie
wierciłem się na łóżku, niemal zrzucając z niego całą pościel i co chwilę
upijając kolejny łyk wody, a sen nie przychodził, mimo że mój zegarek wskazywał
piętnaście minut po czwartej. W końcu zrezygnowany usiadłem na łóżku, opierając
twarz na rękach. Zapaliłem małą lampkę na biurku i zacząłem w nierównomiernym
rytmie krążyć po pokoju. Chwilę później zrezygnowałem z tej czynności,
zauważając, że z każdym moim krokiem, mdłości zaczynają do mnie wracać ze
zdwojoną siłą, więc ponownie położyłem się na łóżku, nie zważając na wciąż
palącą się lampkę.
W
pewnym momencie wszystko przestało mi przeszkadzać. I żarówka, która raziła
mnie w oczy, i mdłości, i groźby od człowieka psychopaty. Zapadłem w
niespokojny sen, pełen złych wizji, jednak nieistotnych, niewartych
zapamiętania.
***
Była
sobota. Dzień, w którym zawsze odbywały się najlepsze imprezy, a ja ciągle
byłem uziemiony.
Lampka
nadal się świeciła, okno było otwarte, a ja leżałem rozciągnięty na łóżku.
Pchany traumatycznymi wspomnieniami z poprzedniej nocy, wyszedłem z pokoju,
pocierając pięściami zaspane oczy. Nie obchodziło mnie już wtedy to, jak
potwornie muszę wyglądać i jak zareaguje na to matka. Mój żołądek kurczył się i
skręcał, wydając przy tym głośne i nieprzyjemne dla ucha dźwięki. Byłem
strasznie głodny, ale to chyba nic dziwnego, skoro parę godzin wcześniej
zwróciłem całą jego zawartość.
Nigdy
nie rozumiałem, dlaczego mamy w kuchni fioletowo-zielone meble. Barwy te gryzły
się niemiłosiernie, ale matce się podobały, więc tak miało zostać. Nawet
lodówka była purpurowa, a
wściekłozielona lada aż mnie odtrącała. Nigdy w spokoju nie mogłem tam zjeść,
żeby nie dostać oczojebu. Zawsze z posiłkiem uciekałem albo do salonu, albo do
siebie. Ojciec też najwyraźniej nie był zadowolony z wyborów matki. Jak tylko
mógł unikał jej kolejnych wybryków, a ona za chwilę się obrażała, więc trzeba
było błagać ją o wybaczenie, bo inaczej nie dostanie się jedzenia.
Wokół
kostek zaczęła kręcić mi się Pusia. Wcale nie niechcący nastąpiłem jej na ogon,
na co ona zareagowała głośnym prychnięciem i zaczęła machać łapą próbując mnie
podrapać. Uśmiechnąłem się złowieszczo i nadepnąłem na nią jeszcze raz. Ja
naprawdę nienawidziłem tego stworzenia.
Jednakże
cóż to za ironia, kiedy cała moja rodzina ma coś z kotów? Nazwisko do czegoś
zobowiązuje.
W
kuchni nie było nikogo, oprócz ojca. Zmrużyłem nieznacznie oczy, gdyż od
każdego mebla odbijały się promienie czerwcowego słońca, które trafiały we mnie
niczym oślepiające lasery. Stół był pusty, bez żadnych oznak zostawionego
śniadania, a stary najwyraźniej nie radził sobie z najprostszym zrobieniem
choćby kanapek.
W tym
domu naprawdę można było zwariować.
-
Gdzie mama? – spytałem spokojnie, żeby przypadkiem nie podpaść ojcu użyciem
słowa matka.
-
Poszła z Karoliną do lekarza.
Psychiatry, pomyślałem.
-
Kota ze sobą zabrać nie mogli?
Ojciec
odwrócił się w moim kierunku i zmierzył mnie morderczym spojrzeniem. Ja nie
mogłem uwierzyć, że on też jest przeciwko mnie i lubi tego pchlarza, bo raczej
nie pomyślał sobie, że mi chodzi o niego. Jednak słowo kot było aż nader uciążliwe.
- Ty
lepiej myśl, co można zrobić na śniadanie, bo Alicja nic nam nie zostawiła.
Wtedy
wyglądał wyjątkowo żałośnie, jak małe dziecko, które zgubiło się w ogromnym
centrum handlowym. Aż ciężko było uwierzyć, że ten facet ma już czterdzieści
lat. Za to pierwsze oznaki starzenia już było u niego znać. Siwizna zaczynała
się już pojawiać na jego czarnej czuprynie. Wszyscy mi zawsze mówili, że jestem
taką jego mniejszą kopią. Tylko gdzie oni widzą u mnie siwe włosy?
- Czy
jak robię coś do jedzenia, to pozwolisz mi później wyjść? – rzekłem z
szatańskim uśmiechem, na co on jeszcze bardziej żałośnie wzniósł oczy ku niebu.
– Nie to nie. Radź sobie sam.
Odwróciłem
się od niego i już miałem wyjść z kuchni, gdy usłyszałem za sobą jego głos:
- No
dobra. Porozmawiam z mamą i może coś z tego wyniknie.
Stary, poczciwy Grzegorz.
Nie wiedziałem,
jak człowiek jego pokroju, fizyk, umysł ścisły, może być czasem aż tak rozlazły
i niezaradny. Powolny i niepotrafiący niczego przekazać, najwyraźniej minął się
z powołaniem. Jak dla mnie, nie pasowała do niego jakakolwiek praca, a tym
bardziej nauczyciela. Co prawda ja z nim lekcji nigdy nie miałem, ale różne
opinie na jego temat słyszałem, a w dodatku nieraz próbował mi on coś
wytłumaczyć, co zawsze kończyło się fiaskiem. Smutne, ale prawdziwe.
Tak
więc zwróciłem się z powrotem w stronę lodówki, gdzie znalazłem trochę wędliny
i warzyw. Szybko zrobiłem kilka kanapek i podzieliłem się z ojcem. Był
wyjątkowo zadowolony, że nie musiał robić tego sam. Niestety pochwalić mnie to
już nie potrafił.
Szczerze wątpiłem, aby cokolwiek z
mojego wyjścia miało wyniknąć. Ojciec nie miał nic do powiedzenia; to matka
nosiła w tym domu spodnie. Naprawdę przerażający był fakt, że to baby tutaj
rządziły.
Ze
swoim skromnym śniadaniem udałem się do swojego pokoju. Nie miałem zamiaru
przesiadywać w kuchni. Ojciec też się wycofał i zajął miejsce w salonie. Ja
jako jedyny mieszkałem na parterze. Cała reszta sypialni (a dokładniej dwie)
znajdowały się na poddaszu. Nie, żeby mi to jakoś przeszkadzało. Przynajmniej w
nocy nie budziło mnie chrapanie rodziców ani dziwne trele mojej siostry. Co
najlepsze, tuż obok pokoju miałem łazienkę, która rzadko kiedy była używana
przez domowników, którzy mieli swoją na górze.
Nie
miałem co ze sobą zrobić. Nie chciało mi się włączać komputera, oglądać
telewizji, nic. Zamiast tego położyłem się na łóżku z piłką do nogi, którą
odbijałem o ścianę nad drzwiami. Tak jak się mogłem spodziewać, za chwilę w
moim pokoju pojawił się ojciec.
-
Nudzi ci się? – zapytał w momencie, gdy piłka przeleciała tuż nad jego głową.
- Tak
trochę – rzekłem spokojnie, oddając kolejny rzut.
-
Mógłbyś coś poczytać.
Spojrzałem
na niego jak na idiotę. On, najwyraźniej pokonany, wycofał się z pokoju, a ja
wróciłem do przerwanej czynności.
Czas dłużył
mi się niemiłosiernie. Może oni naprawdę wysłali Karolinę do psychiatry? To by wyjaśniało
ich długą nieobecność. Bo tak naprawdę nie miałem pojęcia do jakiego lekarza
poszły. Nie interesowało mnie to w żaden sposób i raczej ten stan rzeczy miał
się nigdy nie zmienić.
W
końcu i mi znudziło się ciągłe podrzucanie piłki, więc wyrzuciłem ją w kąt
pokoju, a przynajmniej taki miałem zamiar, bo niestety trafiła ona w lampkę
stojącą na biurku, która z hukiem spadła na podłogę, a żarówka rozsypała się w
drobny mak. Nie miałem ochoty, żeby wstawać i to posprzątać, ale wolałem, żeby
matka nie widziała mojego pokoju w takim stanie. Cicho, żeby też i ojciec
niczego nie zauważył, wymknąłem się do łazienki, skąd zabrałem małą zmiotkę i
szufelkę. Tatuś dość głośno oglądał jakiś program, więc mogłem spokojnie
wszystko posprzątać. Najgorsze stało się dla mnie wykręcenie gwintu żarówki,
który nadal tkwił w lampce. Nie chciałem pokaleczyć sobie palców ani też nie
uśmiechało mi się kopnięcie prądem. Jednakże połączenie ja plus obcęgi to
idealne równanie do naprawienia wszystkiego.
Pozbywszy
się całego szkła, położyłem się znowu na łóżku, a palcami dotknąłem mojej lewej
łopatki. Wyczułem tam szorstki materiał bandaża i plastra, pod którym było coś
ukryte. Na przekór rodzicom i pod namową kumpli, poszedłem do tatuażysty, brata
jednego z chłopaków. Nie było tam żadnego problemu. Nie zostałem zapytany o
żadną zgodę, czy jestem niepełnoletni. Mężczyzna zrobił to, za co dostał
pieniądze i niewątpliwie był szczęśliwy. Obiecałem sobie jednak, że nigdy
więcej nie dam sobie zrobić czegoś takiego. Nie było to w żaden możliwy sposób
przyjemne, a nawet wręcz przeciwnie. Chociaż chłopaki namawiali mnie do czegoś
większego i bardziej widowiskowego, ja postawiłem na zwykłą, czarną gwiazdkę,
która nie była może i niczym wspaniałym, ale ja i tak byłem z niej w jakiś
sposób dumny. Mimo że już dawno mogłem pozbyć się bandaża, wolałem zachować
ostrożność i nie dawać możliwości rodzicom, żeby mogli podziwiać mój wspaniały
tatuaż. Najzwyczajniej w świecie by się wtedy zagotowali.
___________________
Tada!
Tęskniliście? Wiem, że nie.
No ale tak czy inaczej, w końcu przybywam z pierwszą częścią tego rozdziału, który tak trochę mi się rozrósł. Przyznaję bez bicia, że nie miałam pojęcia, jak go podzielić, więc postanowiłam, że będzie to wyglądało tak.
No i na pocieszenie (lub nie) powiem, że druga cześć już sobie leży, napisana i pojawi się w okolicach weekendu. ^^ Cieszę się jak cholera ;D No i do tego czasu niewątpliwie napiszę kolejny rozdział, czyli będzie on za dwa tygodnie. Czyżby to był początek regularnego dodawania rozdziałów, hm?
A tak w ogóle, to wiecie coś o szkolnictwie w Austrii? ^^
Pozdrowionka!
Wiesz, jak ja cię bardzo lubię? ;D
OdpowiedzUsuńDlatego i tak będę ci słodzić i tak, chociaż byś miała mnie serdecznie dość, o!
Rozdział wprost genialny, pomimo, że zbyt dużo akcji w nim nie zawarłaś. No, ale po kolei.
Ten sen na początku był jakiś masakryczny i chyba pomału zaczynam się bać. Nie jestem pewna o co tak na prawdę w nim chodziło, ale to w jaki sposób to opisałaś był świetny i sprawiło, że aż człowiek ciarki przechodzą. Ciekawe kim była ta dziewczyna, która tak strasznie skończyła.
No, a potem taka w sumie sielanka, nie licząc tych mdłości i afery z kotem.
Biedna Pusia :> No, ale o tym to już ci pisałam na gadu, sadystko ty jedna ;DD Chociaż faktycznie lepszy ogon niż cokolwiek innego.
Rozbawiła mnie też postać ojca chłopaka. Niby poważny nauczyciel, a tu nawet śniadania nie umie sobie zrobić ;D No, a Maciuś idealnie to wykorzystał. Ciekawe czy ojcu uda się coś zdziałać w jego sprawie.
W takim razie czekam na kolejną część, bo brzmi interesująco ^^
Pozdrawiam ;*
Ja też Cię lubię ;D
UsuńA nie masz się w ogóle czego bać xD Następna część jest stosunkowo spokojna (haha xD) i jak już Ci mówiłam, dziwna. Serio, jak ją czytam, to nie wiem, czy śmiać się, czy płakać.
Ciarki miałaś? Serio? Nie spodziewałam się xD w ogóle nie podobał mi się ten fragment, ale jakoś ten rozdział trzeba było zacząć, nie?
Ja żadną sadystką nie jestem, o. Ewentualnie Maciek, bo ja to do kotów nic nie mam, oprócz tego, że alergię na nie mam. Tak to nawet je lubię. ;p
Z ojca zrobiłam taką ciapę, że aż coś mi się robi xD Cóż, wzorowałam się w tym moją nauczycielką od fizyki, ale lepiej jej o tym nie mówić xD Może mu się uda, może nie ;p Zobaczysz w okolicach soboty ;p hah, nie mogę się doczekać ;D
Pozdrawiam!
Ale właśnie ta dziwność, którą nam tu zapowiadasz bardzo mnie niepokoi ^^ Bo z tobą to nic nie wiadomo, wiesz? ;D
UsuńNa serio! Ten sen był okropny. To znaczy świetnie napisany, ale chyba przez to właśnie taki straszny.
A ja kotów nie lubię, o! Tzn. psiara ze mnie i tyle ;D Koty są ok, ale u kogoś ^^
Ty się nie możesz doczekać? Ej, to ja się nie mogę doczekać, aby zobaczyć coś ty tam wymyśliła ciekawego.
Nikt nie umrze xD Jeszcze ;D Tak, będę mordować ;p
UsuńJak tak teraz kojarzę, to mi się chyba coś takiego śniło ostatnio ;o Mimo że ten fragment napisałam jeszcze na wakacjach, a teraz tylko poprawiałam. Ja się siebie boję xD
Ze mnie też potworna psiara, a do kotów mam pewną urazę i wcale nie chodzi o alergię, ale jak widzę kota u kogoś, to taki fajny się wydaje ;D
Doczekasz się do soboty, nie? ;D
Wczoraj napisałam komentarz zaraz po przeczytaniu, wszystko było świetne, aż Blogspot zdecydował się go nie opublikować. Yaaay... Dobrze, że zauważyłam. Ale do rzeczy.
OdpowiedzUsuńRodzina Maćka jest nieźle pokręcona. Siostrę znielubiłam od razu i przy każdym komentarzu o psychiatrze uśmiechałam się (chyba) złośliwie. Po pierwsze ani trochę nie podoba mi się jej imię. Nie wiem, chyba mam jakiś uraz, ale Karolina to jedno z kilku imion, których po prostu nie mogę znieść. A różowe tapety, domki dla lalek i wszystko inne to już w ogóle. Ble. Ojciec za to jest totalną ciapą i nie wyobrażam sobie, jak może uczyć w szkole. Pewnie uczniowie mają u niego luzy. ^^ Z całej rodzinki polubiłam tylko Pusię, bo kocham zarówno psy, jak i koty. I tak, posiadam oba stworzonka. :D Co prawda kot akurat kuruje ogon po wypadku, ale i tak go kocham.
Ciekawi mnie ten sen, który był po prostu przerażający. Nie dziwię się reakcji Maćka. Gdyby mi śniło się coś podobnego pewnie zareagowałabym podobnie. Albo, co bardziej prawdopodobne, zagrzebała się w kołdrze i zacisnęła oczy najmocniej jak potrafię. Czekam na jakieś wyjaśnienia, których, mam nadzieję, udzieli mi sobotni rozdział.
Pozdrawiam serdecznie i życzę duuuużo weny. :3
Mon Dieu, nie mam nic do koloru różowego, nawet go lubię, ale to, co prezentuje Karolina to przegięcie na całego. Nie wiem, jak można żyć w pokoju, gdzie z każdej strony widać tylko ten kolor. Ja bym chyba na głowę dostała.
OdpowiedzUsuńAle zielono-fioletową kuchnią bym nie pogardziła, o ile kolory byłyby odpowiednio stonowane.
Ale do rzeczy.
Jakim cudem ojciec Maćka został nauczycielem? Przecież uczniowie muszą wchodzić mu na głowę i na lekcjach robić to, co im się żywnie podoba. A on nie jest w stanie nic na to poradzić, bo nie ma nawet minimalnej siły przebicia. Coś mi się zdaje, że obietnicy danej synowi też nie dotrzyma, bo żona postawi na swoim, a on się potulnie zgodzi (pewnie jak zawsze).
Sen był wstrząsający i nie dziwię się takiej reakcji chłopaka. Zastanawiam się, co może oznaczać, bo ciężko mi uwierzyć w zwykły koszmar. I czy jego bohaterka pojawi się w życiu chłopaka.
Pozdrawiam serdecznie :)
Wiesz jak Cię koocham? ^^
OdpowiedzUsuńTak długo czekałam i się doczekałam!
A może naprawdę wzięła Karolinę do psychiatry? A bym się śmiała!
Tulę, całuje i weny życzę!
Fleacour
Czekałam, czekałam i w końcu się doczekałam! Jestem niesamowicie wdzięczna, że w końcu dodałaś ten rozdział :)
OdpowiedzUsuńTo teraz zajmę się może treścią.
Początek bardzo mnie zaintrygował. Ogólnie mam manie na punkcie fragmentów snów czy wspomnień ;) Tylko zastanawiam się czy to po prostu wytwór wyobraźni Maćka czy oznacza coś więcej... Stawiam na drugą opcję :)
Ale biedny chłopak, przeżył katusze w reakcji na ten koszmar, naprawdę nie musiało to być nieprzyjemne :/ Czyli chłopaka jest troszeczkę wrażliwy, przynajmniej na coś takiego jak morderstwa w snach :)
Pokój Karoliny - piekło na ziemi. Boże, nie mam nic do różu, ale tylko w stonowanych odcieniach i ilościach przede wszystkim. No, ale po opisie kuchni wnioskuję, że dziewczynka ‘gust‘ po mamusi odziedziczyła :) Zielono-fioletowe? Fuj i jeszcze raz FUJ. Biedny chłopak, życie w takiej rodzinie kosztuje go mnóstwo nerwów.
Tylko jestem ciekawa co się stanie, gdy rodzice dowiedzą się o nowym nabytku na plecach Maćka :) oj, chyba skończy się to kolejnym szlabanem :p
Poza tym bardzo jestem ciekawa jak rozwiniesz wątek z pogróżkami, bo nie wierzę, by tak na dobre zniknęły z życia nastolatka.
No, chyba wypowiedziałam się po krótce na temat wszystkiego. Chyba :)
Pozdrawiam serdecznie i z niecierpliwością oczekuję na część drugą tego rozdziału ;)
Pozwolę sobie odpowiedzieć - Zieleń i fiolet jak najbardziej! Toż to sama natura - mieniące się w słońcu winogrona! Tak zacząłem od tej strony kontekstu...
UsuńCo do Maćka, wrażliwy chłopczyna, chociaż... W zasadzie tego typu "strach" jest jak najbardziej na miejscu, czyż nie :D Ale mnie się tam podobało. Tego typu smaczki są rzeczą przednią w moim skromnym życiorysie, więc nie robi na mnie to zbytniego wrażenia, niemniej nie każdy (tudzież np. Maciej) jest do tego przyzwyczajony i take senne smaczki są ekstra wybojem :D
Czy aj wiem, czy szlaban za pamiątkę*... Osobiście, sam bym sobie coś sprezentował...
Mając obok siebie pokój siostry z różowym pokojem, wybiłbym... -.-
Ojciec fleja, siostra jakby odebrana z porodu flamingom... (fakt, że to ptaki i składają jaja nie ma tu nic do rzeczy, ot co!).
Reasumując - wow... Dziwię się, że chłopak jeszcze nie zwariował.
Btw. W rozdziale się w sumie nic nie dzieje, nie licząc tego smaka na horror ^^ Bo też ileż można rozmyślać na temat ojca fajtłapy i oczojebnej siostrzyczki...
I jest coś czego wprost nie mogę strawić - podział rozdziałów... Czemu? Czemu dzielisz je na części? Nie prościej dodać całość, albo powiększyć ilość epizodów?
[let-rainfall]
i jestem zaskakująco szybko jak na mnie :) tak mi się wydaje...
OdpowiedzUsuńzawsze czekam na rozdziały tutaj bo uważam, że to jest najlepsza rzecz Twojego autorstwa jaką do tej pory czytałam :D
Karolina jest boska ruszofy to przecież taki wspaniały kolor ^^ a tak na poważnie, to dziwię się, że jeszcze nie wywieźli jej z tego pokoju nogami do przodu.
Nauczyciele... ech, Ci to dopiero mają. jestem ciekawa jak to jest w szkole. no bo ojciec Maćka nie sprawia wrażenia takiego, któremu podskoczyć nie można.
No i mamy sen. Kocham motywy oniryzmu więc opowiadanie podoba mi się jeszcze bardziej.
Pozdrawiam :D
Wreszcie i tutaj zawitałam! Ten początek, motyw snu, porwał mnie bez reszty, napisałaś to fantastycznie! Natomiast reszta rozdziału podobała mi się mniej. Ot, Maciek robił to, tamto, siamto, chociaż i tak ciekawie opisałaś tak banalne czynności jak robienie kanapek czy choćby rozmyślania o flegmatycznym ojczulku :) Różowa Karolinka i Pusia - niezwykła para! Nie dziwię się, że nasz wilkołaczy bohater ich nie znosi. A to i tak mało powiedziane ;3 Natomiast co mnie bardzo raziło, to katastroficzna ilość wyrazu "który". Miałam wrażenie, że jest w każdym zdaniu, dlatego ta składnia zgrzytała mocno. Czekam z niecierpliwością na drugą część rozdziału drugiego. Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńWybacz, że zawitałam dopiero teraz, ostatnio tyle miałam nowości do nadrabiania, że sama już nie ogarniam, u kogo byłam, u kogo nie. I teraz zauważyłam, że jeszcze nie mam tego bloga w obserwowanych, więc zaraz go dodam, żeby być na bieżąco z nowościami. Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz o tą zwłokę, ja cały czas pamiętałam, że masz nową notkę.
OdpowiedzUsuńNo więc, przeczytałam ten rozdział i choć był długi, pełna jestem podziwu, jak dobrze idzie ci pisanie z perspektywy chłopaka, i to w pierwszej osobie. To nie jest łatwe zadanie i ja bym się tego nie podjęła, bo bym zaraz spaprała, ale cieszę się, że tobie idzie to tak dobrze. No i co najważniejsze - realistycznie. Nawet lubię Maćka, jawi mi się jako taki normalny chłopak, czasem buntujący się wobec rodziców, nie lubiący siostry i chcący mieć swoje własne życie, i po prostu spokój. Nie mniej jednak fajnie go przedstawiasz, i rozwalają mnie jego uwagi na temat kota ;P. Ja osobiście koty uwielbiam, więc pod tym względem go akurat nie rozumiem, bo ja jak tylko dorwę w łapki jakiegoś kiciusia to głaskam go i głaskam ;). Moja Ginger ma ze mną czasem przechlapane, ale ostatnio niestety często gdzieś znika ://.
Bardzo tajemniczy ten sen, i ciekawa jestem, czy wiąże się coś z przyszłością chłopaka oraz tym, kim on może być naprawdę, bo czuję, że i tu będzie jakiś nadnaturalny wątek. Kiedy tak patrzę na ten szablon, nasuwa mi się myśl o wilkołakach, może się mylę, no ale... Choć z kolei taki krwawy sen to bardziej wampiryczny jest.
Nie dziwię się, że Maciek się przestraszył, ja też nie lubię mieć koszmarnych snów, a nieraz mi się takie pierdoły śnią...
Fajnie też opisujesz jego zwykłe życie i relacje z rodziną. To też jest takie realistyczne, w wielu prawdziwych domach może być całkiem podobnie. Ja sama nigdy jakoś nie umiem opisywać relacji z rodziną, każda moja postać miała je dość pogięte.
Nie byłabym sobą, gdybym nie pochwaliła przecudnych opisów, no i poprawiającego się z rozdziału na rozdzial stylu. Robisz naprawdę szybkie postępy ^^.
Natknęłam się przez przypadek na Twojego bloga i muszę powiedzieć, że piszesz bardzo ciekawie. Świetnie stworzyłaś postać Maćka, to bardzo realistyczny bohater, a przy tym wydaje mi się, że jest trochę takim czarnym charakterem, co dodaje smaku samemu opowiadaniu. Jestem pod wrażeniem. Również fabuła też niczego sobie, tajemnicze wizje i ten prolog... Możesz być pewna, że będę Twoją stałą czytelniczką;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny
Nadrabiam te zaległości, a one się nie kończą! : c
OdpowiedzUsuńAle obiecuję, że przyjdę tu! : ))
podobami się, jak opisujesz życie z perspektywy chłopaka, który jest buntownikiem, który trochę rpzesadza, ale jednak wydaje siębyć całkiekm inteligetny,choć trochę dziwi mnie fakt,że może się nudzić; mimo wszystko jakieś zainteresowania chyba posiada? dlategokoncówkatego rozdziały nie przypadła mi do gustu, bo była taka o niczym, dobrze napisana, ale raczek zbędna.za to początek, ten sen... genialne, bardzo dobrze napisane i intrygujące. Dające czytelnikowi do myslenia, nadające pogróżkom większy sens(krew - wampir-śmierć?). zaś niestety ten opis dot tatuażu trochę taki na siłę. Pierwszy rozdział zaś w całości mi się podobał; pokazałaś mniej więcej rzeczywistość otaczająca Maćka,zarówno tę szkolną, jak i domową; trochę mnie rpzeraziło to, co soptkało go w pierwszej klasie... ale to cjhyba nie ma nic wspołnego z obecnymi pogrózkami (ciekawe, kto jest ich autorem...)
OdpowiedzUsuńw sumie nic takiego sie nie działo, ale wszystko tak fajnie opisałaś, że pochłonęłam ten rozdział raz dwa, chociaż zbierałam sie do tego od jakiegoś czasu już. no teraz jak jestem chora to mam więcej wolnego czasu, to i przeczytałam rozdział. Maćko, jeju jak ja go uwielbiam. to taka męska wersja mnie samej hah okay, to ja czekam na drugą część, bo jestem ciekawa czy on w końcu wybędzie na tę imprezę ^^ poza tym, tatuś jest genialny!
OdpowiedzUsuńI tę część także przeczytałam ^^
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że ten Maciek jest zabawny ;d Taki niby poważny w ogóle, czasami ma te złe humory, ale i tak dziwna radość od niego według mnie bije. Teksty, którymi się posługuje są czasami tak dobrane, że wręcz nie mogę się pozbyć banana na twarzy ;d